people

Kłamstwa i mity, w które nie powinieneś wierzyć

Jest wiele prawd i bajek, w które nikt nie powinien wierzyć. W końcu nic nie jest tym, czym się wydaje albo czym powinno. Żyjemy w świecie półprawd, fałszywych przekonań, pułapek logicznych i maninipulacji. Każdy gra w jakąś grę.

Dlatego dosyć często poddaję w wątpliwość niektóre reguły, normy, prawdy, w które wierzy i którymi, często całkowicie bezrefleksyjnie, kieruje się większość z nas.

Jest całe mnóstwo informacji, które ludzie bez próby samodzielnej weryfikacji i filtru logicznego myślenia i trzeźwej analizy, przyjmują je do świadomości. Z pokolenia na pokolenie bezmyślnie powtarzając i tym samym ucząc bezmyślności i analitycznej niepełnosprawności kolejne pokolenia. Tradycyjnie, z chęcią odsieczy i krzewienia myślowego autonomizmu, a więc jednej z misji tegoż bloga, poznaj prawdy i mity, w które nikt nie powinien wierzyć.

Mit 1 – pieniądze szczęścia nie dają

Nie bądź naiwny. Oczywiście, że dają. Niczym najtańsze dziwki spod najjaśniejszych latarni. Tak naprawdę, jest to sztuczne pocieszenie łykane przez biedny plebs, do którego również się zaliczam, który właśnie tym debilnym sloganem naiwnie tłumaczy sobie swoją, delikatnie mówiąc, nienapawającą optymizmem sytuację materialną, kastrując się nijako z jakichkolwiek ambicji polepszenia swojego poziomu życia, bo przecież szczęśliwsi przez to nie będą, więc po co?

To, że nie są najważniejsze (bo nie są – żebym znowu nie wyszedł na jakąś zimną, materialistyczną szmatę, o co niektórzy, niesłusznie zresztą, mnie posądzają) to nie znaczy, że nie dają szczęścia. Kanapka z nutellą też nie jest przecież życiowym priorytetem, a jednak musisz przyznać, że na samą myśl japa się cieszy.

Kasa bez wątpienia uszczęśliwiłaby jakieś 80 – 90% naszego społeczeństwa. Nie ma się co oszukiwać. W większości przypadków właśnie jej ludziom brakuje.  Mają jako takie zdrowie, nie muszą zapisywać się na operacje, gdzie najbliższy termin nie załapie już tego tysiąclecia, a podczas oczekiwania na nie zdążyliby umrzeć i zmartwychwstać kilkadziesiąt razy. Mają rodzinę, na której w większości przypadków mogą polegać. Jedyne, co ich niemiłosiernie wkurwia to praca w korporacji za „pensję”, która starcza jedynie na rachunki, jedzenie, taniego browara na okazję Ligi Mistrzów oraz wykupienie konta Premium na ulubionej stronce porno.

euro notes

Tak czy inaczej, zwolennicy tego twierdzenia, nie grzeszą elokwencją i logiczną analizą rzeczywistości, wyskakując z tekstami typu: „za wszystkiego nie kupisz”, „a jak będziesz nieuleczalnie chory…”. No ok, ale nie jestem i prawdopodobieństwo tego, że kiedykolwiek będę (w wieku teoretycznie nieprzeznaczonym na śmierć) jest miażdżąco mniejsze niż to definiujące możliwość takiej sytuacji. Po co więc zakładać ten czarny scenariusz? I oczywistym jest, że najważniejszych rzeczy w życiu nie kupisz za pieniądze. Ale nie wmawiaj mi, że wakacje na Hawajach i głowa wolna od problemów finansowych nie wlałyby do Twojego życia hektolitrów szczęścia.

Myślę, że przestałbyś używać tego sloganu, leżąc ciężko chory na szpitalnym korytarzu z powodu braku łóżek w państwowej placówce, gdzie jedyną opcją ratującą Ci życie jest droga operacja w Stanach.

A jeśli naprawdę jestem w błędzie i faktycznie w żadnym, nawet najmniejszym stopniu nie czynią nas szczęśliwszymi to ja jednak wolę być nieszczęśliwy w Porsche niż na rowerze. Tak czy inaczej, formułujmy te ckliwe sentencje biorąc pod uwagę większość, a nie mniejszość, w końcu mamy demokrację. Żartowałem oczywiście…

Mit 2 – dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą

Ten, jakże wzniośle i motywująco brzmiący slogan, stawia ciężkie warunki poprzedniemu w walce o miano największego bullshitu w moim zbiorze, mimo, że pierwszy wydawał się być bezkonkurencyjnym. Kolejne sztuczne pocieszenie, które powinien odrzucać każdy świadomy człowiek wykazujący minimum jakichkolwiek ambicji.

Pamiętasz co po szkolnych biegach mówiło się do grubasa, który dobiegał do mety, gdy wszyscy pozostali uczestnicy biegu zdążyli się przebrać, wziąć prysznic, zjeść kiełbaskę z grilla i ją zwymiotować? „Nie przejmuj się, liczy się sam udział”. Gówno prawda.

Polscy piłkarze też ostatnio wzięli udział w kilku wielkich imprezach i również nie można, jak to czynią niektórzy hipokryci, odmówić im walki. Pytanie – co z tego? Zostali raczej antybohaterami, a do domu wracali na tarczy jako przegrani. Liczą się najlepsi, reszta to tylko dodatek potrzebny do tego, aby Ci najlepsi mieli z kim wygrywać. Brzmi to brutalnie, ale podobno lepsza brutalna prawa niż przyjemne kłamstwo. Na tym blogu nie będziesz słuchał samych miłych rzeczy.

Albo jesteś na szczycie, albo jednym z wielu. Jeśli jesteś tym grubasem, który wkurwia organizatorów toczeniem się do mety, bo Ci chętnie poszliby już na wspomnianą kiełbaskę to wiedz, że nie jesteś zwycięzcą. Mimo, że walczysz z całych sił. Jesteś przegranym, który walczy (i jak najbardziej chwała mu za to), ale nadal przegranym, o którym nikt nie będzie wspominał.No chyba, że w kąśliwych żartach.

Tak, ktoś Ci to w końcu musi powiedzieć. Jeśli chcesz być zwycięzcą to zacznij zapierdalać, a nie usprawiedliwiasz swoją niemoc debilnym sloganem kastrującym Cię z potrzeby jakiejkolwiek pracy nad swoją osobą. Ta, jak i poprzednia sentencja zaszczepiają w nas jałowość, niechęć do zmiany samego siebie, brak motywacji do walki i wszechobecną apatię, no bo przecież i tak jestem zwycięzcą, któremu pieniądze i tak szczęścia nie dadzą. Także moim daniem trochę poniosło tutaj św. Augustyna, może za dużo wina mszalnego, ciężko stwierdzić.

Mit 3 – nie liczy się wygląd, liczy się wnętrze

Tego typu teksty zwykle słyszę z ust wyfiukowanych lalek, które na fluid, lakiery do włosów i paznokci, tusze do rzęs i te wszystkie inne pierdoły naginające rzeczywistość, wydają miesięcznie więcej niż normalna czteroosobowa rodzina wydaje rocznie na jedzenie i rachunki. Mówić o tym, że wygląd się nie liczy po półtoragodzinnym pobycie w toalecie celem jego poprawienia to tak jak mówić, że Bóg nie istnieje, po czym zacząć się do niego modlić. Hipokryzja – poziom master. Z tego miejsca gorąco pragnę po raz kolejny oświecić zbłąkane owieczki głęboko wierzące w tę idealistyczno – utopijną, aczkolwiek jakże piękną wizję. Otóż, wygląd ma zajebiste znaczenie, a deprecjonowanie tego i próba siłowego zanegowania zakrawa wręcz o szaleństwo i skandalicznych rozmiarów naiwność.

sexy woman

Teraz możemy zadać sobie pytanie co jest ważniejsze – wygląd czy może jednak to gloryfikowane na każdym kroku wnętrze. Myślę, że w ogromnym stopniu zależy to od etapu znajomości z daną osobą. Wyobraź sobie sytuację, w której idziesz ulicą i nagle zaczepia Cię facet w podartych ubraniach, zarośnięty jak starożytni filozofowie i bełkoczący coś o 2 zł, które brakują mu do kupna mieszkania na Mokotowie.. Prawda, że często nawet się nie zatrzymasz lub powiesz coś na odczepkę? Ale przecież ten człowiek może mieć piękne wnętrze, więc czemu nawet nie dajesz mu szansy jego pokazania? Tak, dobrze kombinujesz – właśnie z powodu jego nie najlepszego wyglądu. Wniosek z tego taki, że na początku znajomości lub przy próbie jej nawiązania niezaprzeczalnie kluczowym elementem determinującym powodzenie bądź też porażkę jest wygląd, przy którym, na tym etapie, charakter odgrywa rolę taniego statysty.

A teraz wyobraź sobie sytuację, że na tej samej ulicy szarmancko zaczepia Cię zadbany, przystojny, dobrze wyglądający facet z dokładnie tą samą prośbą. Jakże inna jest Twoja reakcja i pewnie nawiązałabyś z nim jakąś rozmowę. Facet dostał szansę, którą dał mu wygląd, a w późniejszym etapie musi starać się nie spieprzyć jej swoim charakterem, który to wprost proporcjonalnie do stopnia rozwoju znajomości zyskuje na znaczeniu. Tak więc bracia i siostry, po raz kolejny apeluję – nie pieprzcie farmazonów i szukajcie złotego środka. Dziękuję.

Mit 4 – podążaj za swoją pasją, tylko wtedy osiągniesz sukces

Oczywistym jest, że jeśli to na czym zarabiasz, bądź w czym próbujesz być najlepszy jest jednocześnie Twoją życiową pasją to jest to bez wątpienia układ idealny i sprzyjający osiągnięciu mniejszego bądź większego sukcesu w danej dziedzinie. Niestety nie każda pasja daje takie możliwości. I mam tutaj na myśli również względy finansowe, bo nie próbujemy czegoś osiągnąć, bądź być w czymś najlepszymi dla sztuki. W grę wchodzą profity finansowe i to jest jak najbardziej naturalne. Chyba zdążyłeś zauważyć, że całe nasze życie jest temu podporządkowane.

Więc są przypadki, gdzie jeśli chcemy osiągnąć sukces mniejszy lub większy musimy zejść ze szlaku, którym podążają nasze pasje. Będzie to droga bardziej wyboista i kręta, ale, jak mawiał mój ksiądz po przedawkowaniu mszalnego „nie ma takiego ministranta, którego nie dałoby się wyruchać”. Niektórzy mają naprawdę dziwne pasje, które niezwykle ciężko przekuć w jakikolwiek sukces finansowy wiążący się z szerszą popularnością. No chyba że dla kogoś życiowym osiągnięciem będzie posiadanie największej ilości etykiet z win wysoko-słodzonych i niskoprocentowych zarazem.

Mit 5 – uwierz w siebie, a możesz osiągnąć wszystko

Tak, w zupełności zgadzam się z tym, że wiara we własne możliwości to jeden z kluczy do sukcesu. Niewątpliwie tak jest. Nie znaczy to jednak, że dzięki niej dokonasz niemożliwego. Wiesz czemu Leo Messi nigdy nie miałby szansy zostać bokserem wagi ciężkiej? Ano dlatego, że po zejściu z boiska i zdjęciu korków jest wzrostu niskiego przedszkolaka. I choćby Lionel uwierzył w siebie bardziej niż Jan Paweł II w Boga i choćby trenował z całych sił to i tak po walce z profesjonalnym około 2-metrowym pięściarzem wagi ciężkiej ciężko byłoby go odróżnić od ręcznika, a resztki jego narządów wewnętrznych kibice odnajdywaliby kilka przecznic dalej. Wiara jak najbardziej, ale czasem to nie wystarcza.

No chyba, że weźmiemy pod uwagę taką ewentualność, że jesteśmy na ultra niskim poziomie rozwoju duchowego (albo ja jestem) lub nie znamy i nie wykorzystujemy w pełni możliwości naszych umysłów i poniższy cytat faktycznie ma jednak rację bytu i to nie jedynie w przenośni, w co jednak uwierzyć dosyć ciężko.

„Jeśli będziecie mieć wiarę jak ziarnko gorczycy, powiecie tej górze: 'Przesuń się stąd tam!’, a przesunie się. I nic niemożliwego nie będzie dla Was.”

(Mt 17, 14-20)

Mit 6 – ucz się, ucz, bo nauka to potęgi klucz

Jeszcze kilka lat temu, w pierwszej dziesiątce listy najbogatszych polaków magazynu „Wprost”, znalazło się czterech nie mających wyższego wykształcenia, w tym właściciel Polsatu – znany myślę większości – Zygmunt Solorz-Żak. W pierwszej setce, jak możemy się domyśleć, było ich dużo, dużo więcej. Czy potrzeba tutaj dodawaćcoś więcej?

Pewnie nie, ale Google dzięki temu bardziej polubi mojego bloga, dlatego jeszcze pogwałcę troszkę Twoje oczy. Tak więc, wracając do tematu, jeśli nie interesuje Cię proces syntezy białek czy budowa szkieletu surykatki to po prostu to olej i zajmij się tym, co Cię pasjonuje lub zwyczajnie ciekawi, bo wspomniane wyżej zagadnienia prawdopodobnie będą Ci w życiu potrzebne jak rybie ręcznik, a potężnymi uczynią Cię tylko podczas odpowiedzi na biologii, co na dalsze życie ma wpływ podobny do tego, jaki ja mam na prokreację mrówki pandy.

Mit 7 – potrzebujesz drugiej osoby, żeby Cię uzupełniała

Raczej potrzebujesz drugiej osoby, aby dodała nową wartość do Twojego życia, osoby, na której zawsze możesz polegać i pogadać o wszystkim. Bo niby w jaki sposób ma Cię uzupełniać? Że co? Nie spuściłeś wody w kiblu po dłuższym posiedzeniu to Twoja druga połówka bez słowa idzie i spuszcza ją za Ciebie? A może tylko siarczyście opierdala Cię, że jesteś niechlujną świnią i w ogóle jedynym miejscem odzwierciedlającym Twoje higieniczne nawyki jest chlew i to w dodatku zaniedbany.

Naprawdę nie ogarniam na czym wspomniane uzupełnianie miałoby polegać. Zresztą istnieją starzy kawalerowie, który osiągnęli sukces, świetnie sobie radzą i dzięki aktywnemu trybowi życia nie czują się specjalnie nieporadni. Jak widać nie potrzebowali do tego nikogo, kto by ich w jakikolwiek sposób uzupełniał.

Mit 8 – możesz osiągnąć wszystko ciężką pracą

Serio? W takim razie spróbuj zostać najlepszym centrem NBA mając 165 cm wzrostu i budowę ciała niewiele różniącą się od modelu szkieletu wykorzystywanego podczas lekcji biologii. I choćbyś stawał na uszach czy innej części ciała nawet częściej wykorzystywanej w ramach tego powiedzenia to slogan „nothing impossible” bardzo traci tutaj na wiarygodności.

Dlatego, pomimo jakichś tam niewątpliwych pozytywów, ten cały motywacyjny bełkot czczony, niczym ojciec Tadeusz przez klientki sklepów z artykułami moherowymi, na wszystkich blogach o rozwoju osobistym to zwyczajne pranie mózgu, często prowadzące do rozczarowania.

Mit 9 – religia

Katolik. Brzmi dumnie. W końcu katolik to kontaktujący się z Bogiem, a więc mający za „znajomego” kogoś, kto może wszystko, wierzący w metafizyczny cud stworzenia i niewyjaśnioną, ale z pewnością „sensowną” ideę, dla której rzeczony cud nam się objawił. 90% z haczkiem naszego społeczeństwa deklaruje się wierzyć w tę ideę i jej Stworzyciela. Z drugiej strony, odznaczając się tradycyjną w tej zbiorowości hipokryzją, hołdują idiotycznym zabobonom.

Toż to grzech! I mimo, że w dużej ilości przypadków zdają sobie z tego sprawę, nie są w stanie zaniechać tych praktyk, które ze zdrowym rozsądkiem rozmijają się w sposób drastyczny. Podobno tylko Bóg ma siłę sprawczą, czyż nie? Czemu więc przypisujecie ją kotu bądź też nawalonemu kominiarzowi wracającemu do domu po wypłacie i mimowolnie łapiecie się za guzik?

Czasem odnoszę wrażenie, że gdyby przez jakiś długi okres czasu utarło się, że na widok blondynki faceci muszą podrapać się po jajach, bo inaczej będą mieli pecha to dzisiaj obserwowalibyśmy w miastach mężczyzn co 5 sekund łapiących się za krocze. I co najgorsze nikt nie czułby się tym zgorszony czy w jakikolwiek spokój zażenowany. Każdy debilizm powtarzany przez odpowiedni okres czasu staje się czymś normalnym, wchodząc do kanonu naszej codzienności. Czy tak samo jest z wiarą? Nie wiem. Tak czy inaczej, szanujcie się bracia i siostry.

Myśl autonomicznie. Inaczej zrobią z Ciebie zwykłego głupka, łykającego wszystko jak młody pelikan. Ale to jeszcze nie jest najgorsze. Najgorsze jest to, że aktywnie będziesz im w tym pomagał.