Eksperyment Milgrama pokazał, że wpływ władzy i autorytetów na działania „zwykłych ludzi” może być bardzo duży. Seria eksperymentów przeprowadzonych przez amerykańskiego psychologa społecznego Stanleya Milgrama w latach 1961 – 1962 ujawniła, jak kruchy jest nasz moralny kręgosłup, jak nie potrafimy bronić własnego zdania, oraz jak łatwo ulegamy wpływowi kogoś, kogo uważamy za lepszego od siebie.
Eksperyment Milgrama dotyczył zwykłych obywateli
Stanley Milgram był Żydem i prowadził pracę naukową na własnej uczelni Yale University. W tym samym czasie w Izraelu rozpoczął się medialny proces niemieckiego zbrodniarza wojennego Adolfa Eichmanna – jednego z ojców holocaustu. Psycholog prowadził badania nad autorytaryzmem i totalitaryzmem, próbując znaleźć odpowiedź na pytanie, co skłoniło „zwykłych” ludzi do pójścia za głosem nazistów i ulegania im w kwestii wykonywania ich poleceń, które niosły śmierć, ból i łzy, jak w amoku tłumacząc się, że tylko „wykonywali rozkazy”.
Przeciętny człowiek częściej używa pilota do tv niż mózgu. Poddany naciskowi kogoś, kto jest uważany za autorytet, zaczyna wykazywać ślepe posłuszeństwo i jest w stanie dopuścić się rzeczy złych i okrutnych. Wszechobecność posłuszeństwa sprawia, że psychologowie społeczni często pomijają je w swych badaniach.
Z psychologicznego punktu widzenia jednak działanie na polecenie ma zasadniczo inny charakter niż działanie spontaniczne, tak więc bez zrozumienia roli posłuszeństwa w kształtowaniu działań człowieka nie sposób zrozumieć wielu znaczących zachowań.
Przebieg doświadczenia Milgrama
Organizatorzy eksperymentu zamieścili w prasie ogłoszenie, jakoby szukali chętnych do udziału w płatnym (4,5$) badaniu dotyczącym psychologii edukacji, które miało ujawnić wpływ kar na proces uczenia się. Nie było to do końca prawdą. Oczywiście chętni znaleźli się bardzo szybko. Zgłosili się ochotnicy w różnym wieku, różnej płci, z różnym wykształceniem, pochodzący z różnych środowisk, wykonujący różne zawody – w sumie 40 osób.
Ochotnik po wejściu do laboratorium zastawał będącą już na miejscu drugą osobę badaną w postaci 47-letniego grubaska o sympatycznej aparycji. W rzeczywistości był to współpracownik Milgrama. Kolejnym krokiem było losowanie ról, które, jak się pewnie domyślasz, było ustawione jak mecze w „B” Klasie. Ochotnikowi z góry przypisana była rola nauczyciela. Rolę ucznia natomiast odgrywał, wspomniany już, sympatyczny grubasek. Taki myk.
Następnie wszyscy czterej: nauczyciel, uczeń, eksperymentator i jego pomocnik udawali się do sąsiedniego pomieszczenia oddzielonego od laboratorium szybą. Uczeń siadał na krześle, do którego był przywiązywany przez pomocnika eksperymentatora i osobiście przez samego nauczyciela – ochotnika. Nadgarstki ucznia smarowane były maścią w celu uniknięcia poparzeń spowodowanych wstrząsami, a przeguby podłączone były do elektrod. W trakcie całej operacji uczeń – współpracownik i eksperymentator odgrywali upozorowany dialog:
– Czy to może być niebezpieczne? Mam kłopoty z sercem – oznajmia uczeń.
– Wstrząsy nie powodują uszkodzenia tkanek, więc nie, aczkolwiek mogą być bolesne – ostrzega eksperymentator.
Następnie ochotnik – nauczyciel wracał do poprzedniego pomieszczenia i zasiadał przed specjalną aparaturą, która miała na celu aplikowanie uczniowi wstrząsów elektrycznych za każdą jego błędną odpowiedź. Z tym, że każda kolejna niepoprawna odpowiedź oznaczała większy wstrząs. Zadaniem ucznia było zapamiętanie par słów, np. „przyjemne-popołudnie”, „granatowy-długopis” bądź sekwencję cyfr, a następnie poprawne ich dopasowanie lub odtworzenie. Nauczyciel czytał pierwsze słowo z pary i 4 propozycje słowa drugiego, spośród których uczeń miał wybrać to poprawne. Zanim eksperyment na dobre się rozpoczął, sam nauczyciel otrzymywał próbne pierdolnięcie o sile 45 V, a więc miał okazję przekonać się, przynajmniej w jakimś stopniu, co będzie czuł jego uczeń.
Nauczyciel rozpoczynał od 15 V, a kończył – uwaga! – na… 450 V. Obie strony eksperymentu zostały zapewnione, że nie istnieje zagrożenie życia lub zdrowia badanych. Oczywiście uczeń, jako współpracownik eksperymentatora, miał za zadanie naturalnie, acz dość często udzielać błędnych odpowiedzi. Urządzenie, które miało rzekomo razić ucznia prądem również było mistyfikacją i zwykłą atrapą. Uczeń jednak miał za zadanie wydawać z siebie okrzyki, tupać i robić wszystkie możliwe rzeczy tak, żeby nauczyciel na prawdę myślał, że sprawia mu ból i cierpienie.
Słowa wypowiadane przez ucznia i jego okrzyki spowodowane rażeniem odtwarzane były z taśmy tak, aby stworzyć identyczne warunki wszystkim ochotnikom biorącym udział w eksperymencie. A wyglądały one następująco:
Przy silnych wstrząsach zadaniem ucznia było wydobywanie z siebie, histerycznego wręcz, krzyku, niczym Grycanki, które dowiedziały się, że dzisiaj nie będzie obiadu. W pewnym momencie natomiast następowała złowroga cisza mająca sugerować, że uczeń stracił przytomność.
Eksperymentator, którym był ubrany w fartuch laboratoryjny, wyglądający bardzo oficjalnie, zawodowy aktor, jako naukowiec był swego rodzaju autorytetem dla nauczycieli – ochotników. Trzymał rękę na pulsie, ponaglając i zachęcając do kolejnych, coraz mocniejszych, porażeń w przypadku błędnych odpowiedzi. Gdy na twarzy nauczyciela pojawiało się skonsternowanie, nie pewność i wyrzuty sumienia, eksperymentator nakazywał mu kontynuowanie swoich zadań poprzez wypowiadanie kolejno zdań:
- „Proszę kontynuować”
- „Eksperyment wymaga aby to kontynuować”
- „Proszę kontynuować, to jest absolutnie konieczne”
- „Nie masz innego wyboru, musisz kontynuować”
Jeśli po pierwszym zdaniu nauczyciel nadal odmawiał wykonania zadania stosowano drugie i kolejne. Jeśli jednak po wypowiedzeniu czwartego zdania, nauczyciel w dalszym ciągu upierał się przy swoim, eksperyment przerywano.
Wyniki eksperymentu Milgrama
W jednym z artykułów Milgrama odnośnie eksperymentu czytamy:
„Miałem okazję obserwowania jednego z badanych – dojrzałego i zrównoważonego biznesmena, wchodzącego z uśmiechem i pewnością siebie do laboratorium. Po 20 minutach ten sam człowiek był trzęsącym się i wiercącym, jąkającym się nerwowo wrakiem na granicy załamania psychicznego. Bez przerwy wyłamywał sobie palce i pociągał się za ucho. W pewnym momencie przyłożył obie pięści do czoła ze słowami: „Boże niech się to wreszcie skończy”. A jednak reagował na każde słowo badacza i posłusznie ulegał jego poleceniom aż do samego końca.”
Wyniki badania były nad wyraz pesymistyczne i pokazały, że człowiek średnio został stworzony na podobieństwo idealnego Boga. Tabelka przedstawia liczbę nauczycieli, która przerywała eksperyment przy danej sile rażenia.
Jak widzimy grubo ponad połowa, bo aż 26 z 40 badanych zaaplikowała uczniowi najwyższą wartość porażenia, czyli 450 V i pewnie gdyby, w tym momencie, eksperyment nie został przerywany, kontynuowaliby swoje działania. Nikt nie przerwał eksperymentu przed zaaplikowaniem 300 V, gdzie, jak widać w tabelce z okrzykami, uczeń histerycznie wręcz prosił o to wiele razy. Po wielu seriach podobnych eksperymentów i zbadaniu blisko 1000 osób okazało się, że ponad 2/3 nauczycieli – ochotników zaaplikowało swoim uczniom wstrząsy o największej sile. W przewidywaniach wyników przed eksperymentami nikt nie spodziewał się aż tak olbrzymiego ulegania sile autorytetu. Sądzono, że najwyższą wartość rażenia mogą zadać jedynie osoby z poważnymi zaburzeniami psychicznymi, czyli ok. 1%.
Budzący wiele kontrowersji i emocji i przez wielu krytykowany, jako pozbawiony podstawowych zasad etycznych, eksperyment Milgrama, pokazał nam jak pesymistyczna jest natura człowieka. Jak łatwo nami manipulować i sprawić, żebyśmy robili rzeczy, które są całkowicie niezgodne z naszym sumieniem, empatią i wrażliwością. Mimo, że ochotnicy byli często zrozpaczeni, a więc i mega wkurwieni na eksperymentatora, który karze zadawać im ból, to w dalszym ciągu wykonywali jego polecenia.
Potęga świadomości i wolnej woli
Słabe i negatywnie elastyczne są nasze osobowości. Sam Milgram w podsumowaniu stwierdził, że całkowite posłuszeństwo w strukturze hierarchicznej często prowadzi do dehumanizacji i działania przeciwko innym ludziom. Milgram słusznie stwierdził, że „konflikt między sumieniem a autorytetem nie jest jedynie filozoficzną kwestią moralną”.
Większość pytanych i badanych twierdziło, że nie zastosowałoby bardzo wysokiego wstrząsu, jednak w trakcie eksperymentu nie byli w stanie przełożyć to na działanie. „Nie potrzeba złego człowieka, by służył w złym systemie. Zwykli ludzie z łatwością integrują się w nieżyczliwy system”.