To było już nasze któreś z kolei, spotkanie. Nie pamiętam dokładnie. Nieoficjalnie nieśmiało traktujemy się jak parę, mimo, że do tej pory jedynym tego werbalnym potwierdzeniem były jęki i przyspieszony oddech przeplatane krzykiem, sugerującym, że jest nam ze sobą dobrze. Nikt jeszcze, patrząc głęboko w oczy, nie powiedział „kocham Cię”. Może to i dobrze. Taka deklaracja wypowiedziana zbyt wcześnie potrafi zepsuć niejedną magiczną atmosferę. Gdzieś uchodzi powietrze i cały ten balon napompowany emocjami, czułymi gestami i niekończącą się, wciągającą rozmową robi się brzydko pomarszczony niczym stadko shar pei.
Zazdrość tłamsi czyli kobieto, potrzebuję trochę powietrza!
Cichy, spokojny wieczór. Liście delikatnie kołyszą się na morzu wietrznych podmuchów, nie mając ochoty na wieczorny szał ciał. Bezchmurne niebo usłane milionem gwiazd, pośród których dumnie przechadza się księżyc, pokazujący tego wieczora pełną okazałość, rozpyla dokoła atmosferę błogiego romantyzmu. W powietrzu da się wyczuć przyjazny klimat wzajemnego szacunku i pozytywnego nastawienia. Żaden czerwony ze złości Janusz nie edukuje, elokwentnymi kurwami drugiego Janusza w kwestiach ruchu drogowego, nikt nie dyskutuje o polityce, denerwując jednocześnie wszystkich dokoła. Nawet w wieczornym wydaniu wiadomości wypowiedź Niesiołowskiego była jakby nadludzko spokojna. Ludzie ślą sobie uśmiechy i miłe słówka, jak gdyby zapomnieli o wszystkich negatywnych uczuciach, które perfidnie skalają nasz gatunek.
Była 19:30. Zapukałem do jej drzwi. Otworzyła mi pół naga kobieta. Niby przypadkiem. Akurat. Znam te numery.
– Yyy, usiądź sobie w pokoju, ja za 5 minut będę gotowa. W lodówce jest sok – rzuciła udając zmieszanie i jednocześnie wycierając głowę ręcznikiem.
No ok – pomyślałem – w takim razie mam jakieś pół godziny dla siebie. Jeśli kobieta mówi, że będzie gotowa za x minut, to x należy pomnożyć przez 8, wyciągnąć z tego pierwiastek z dwóch i do wszystkiego dodać 15. Z nadzieją, że nie zacznę siwieć i nie doczekam się wnuczków, zanim minie te „5 minut”, wbijam do neta. Mowa nienawiści, hejt, 500 zł na dziecko, Smoleńsk, hejt, 500 zł na dziecko, KOD, Grabarczyk, hejt, KOD, Doda kupiła patyczki do uszu…
Cóż, zostaje tylko porno. Jak się okazało, niewiele się pomyliłem. 26 minut z zegarkiem w ręku. Załamanie czasoprzestrzeni w jej kiblu było jedynym wytłumaczeniem, o które jednak nie miałem zamiaru się dopominać.
– Przepraszam, że troszkę się to wszystko przedłużyło, mam nadzieję, że się nie nudziłeś – rzuciła, wychodząc z toalety i robiąc jeszcze ostatnie szlify makijażu, na który, biorąc pod uwagę jej dekolt do pępka, i tak nie zwrócę większej uwagi.
– Nie, na szczęście wynaleźli stronki z gołymi babami. Nawet nie wiem kiedy zleciał mi ten czas – odpowiadam ironicznie, acz z miłym uśmiechem na twarzy, który mi odwzajemnia.
Sprawdź też: Sposób na zarabianie na zakładach bukmacherskich
15 minut później jesteśmy już w drodze do… Maka. Tak, oboje uwielbiamy to miejsce i wolimy połączenie luźnej atmosfery Maka z jego pysznym żarciem, niż wykwintne pierdolamento w restauracjach, gdzie za dwa listki bazylii płacisz swoją tygodniową pensją. W trakcie opychania się cheeseburger’ami i, jak zawsze, żywiołowej, przepełnionej emocjami, dyskusji, w której jest miejsce na poważne rozkminy, czarny, sprośny humor i wynaturzone żarty, Kaśka, bo tak miała na imię, zaczęła wypytywać mnie o moje byłe.
W głowie momentalnie zapaliła mi się czerwona lampka i pojawił się znak ostrzegawczy z napisem „Uwaga! Nie wpierdalaj się w ten temat”. Posłuchałem moich wewnętrznych sygnałów i odpowiedziałem coś wymijająco i żartobliwie z nadzieją, że nie będę musiał pieprzyć o tym jaka to Kaśka w porównaniu do nich jest zajebista, wyjątkowa, oryginalna i, że nawet struktura molekularna jej paznokci jest jakby widocznie lepsza niż tamtych.
Kaśka jednak nie odpuszczała. Zaczęła wypytywać o konkretną dziewczynę – szczupłą blondynkę z tatuażem na lewym nadgarstku.
– Nigdy nie miałem, niestety, dziewczyny z tatuażem. – odpowiedziałem spokojnie, pod skórą czując, że, z jakiegoś nieznanego mi powodu, zbierają się nade mną gęste burzowe chmury, a ja zaraz będę „mokry” od wyrzutów i podejrzeń.
Myślę sobie „Houston, we have a problem”. Za fajnie było, za przyjemnie się rozmawiało…
– Tak? A dziewczyna, z którą wczoraj przed 20:00 piłeś kawę w Manufakturze? – spytała z podejrzliwością godną sędzi Anny Marii Wesołowskiej.
A więc jednak. Czy ja zawsze muszę mieć rację, jeśli chodzi o wydarzenie się czegoś kiepskiego?
– Koleżanka – odpowiadam. Zgodnie z prawdą oczywiście. A skąd o tym wiesz? – dopytuję jednak.
– Gośka i Lidka mi mówiły. Widziały Cię wczoraj w Manu z tą blondynką – nie owijając w bawełnę odpowiedziała, w dalszym ciągu hodując tę zdradziecką nieufność w oczach.
– No tak jak mówiłem, dobra koleżanka, z którą lubię czasami pogadać. Tyle. – odpowiadam po raz kolejny i po raz kolejny zgodnie z prawdą.
– Czemu nic mi o tym nie powiedziałeś? – z powagą, niepodobną do siebie, drąży temat Kaśka.
– A po co Ci miałem mówić? Jak jadę na wódkę do kumpla też Ci nie mówię, a przecież mogę być homo – odpowiadam, próbując rozładować, napiętą jak skóra na Węgrowskiej, atmosferę.
– Nie rób sobie wiecznie jaj! – oburzyła się Kaśka, jakbym przed chwilą spalił jej dom z ukochanym kotem w środku, że o rodzicach nie wspomnę.
– Ale o co Ci chodzi? Przecież niczym Mariusz Max Kolonko mówię Ci jak jest – cały czas spokojnie próbuję wytłumaczyć sytuację.
– Wiesz co? Jakoś nie chcę mi się o tym gadać. Spadam do domu, muszę się wyspać na jutro. Zadzwoń do blondynki może dopije moją kawę – rzuca Kaśka, łapie kurtkę i wychodzi z lokalu szybciej, niż Adam Małysz z progu za najlepszych lat.
Zazdrość gorsza od faszyzmu
Skąd bierze się ta chora zazdrość? I oczywiście nie tyczy się to tylko kobiet, bo faceci, o zgrozo!, robią dokładnie to samo. Jak tak czasem obserwuje związki swoich znajomych i dane jest mi słyszeć o jakie sytuacje się kłócą i w jaki sposób to robią, to „Modę na Sukces” można określić mianem porywającego filmu ze świetną fabułą i genialnymi zwrotami akcji. Czy każda, nawet początkowa relacja, musi opierać się na jakichś podejrzeniach, domysłach z dupy i totalnym braku jakiegokolwiek zaufania?
Skąd się bierze zazdrość?
To nic innego jak oznaka niskiego poczucia własnej wartości i niepewności siebie. Ale czy trzymanie kogoś uwiązanego na sznurku i robienie awantury na pół miasta, jeśli ten ktoś zerwał się z tego sznurka na kilka godzin to jakiekolwiek wyjście z sytuacji? Wątpię. To sztuczne przedłużanie imitacji związku, bo związkiem tego nie nazwę, która i tak prędzej czy później jebnie jak Tupolew w brzozę. Byłem świadkiem sytuacji, w których chłopak wysyłał dziewczynie MMSa tylko po to, żeby udowodnić jej, że jest tam, gdzie mówi, że jest. Przecież ludzie w Auschwitz czuli się bardziej wolni. To chore.
„Wolność kocham i rozumiem, wolności oddać nie umiem.”
Chłopcy z Placu Broni – „Kocham Wolność”
To chyba jedna z głównych przyczyn tego, że jestem singlem. Szczęśliwym singlem. Ograniczanie wolności przez państwo plus ograniczanie wolności przez dziewczynę? No way! Ja postoję. A przynajmniej do czasu aż trafię na jakąś myślącą. Aha, tak nawiasem mówiąc, Kaśka się opamiętała i przeprosiła. Chapeau bas! Bądź mądra. Bądź jak Kaśka. Albo szukaj gdzieś indziej. Sorry.