ludzie na demonstracji

Czy tolerancja powinna mieć jakiekolwiek granice?

To prawdopodobnie jedno z najpopularniejszych słów trzeciego tysiąclecia, które każdego dnia odmieniane jest przez wszystkie przypadki szczególnie w tych wysoko rozwiniętych i bardziej „cywilizowanych” częściach globu, jednocześnie będąc głównym tematem niezliczonej ilości debat często kończących się, o ironio, na wzajemnym przekrzykiwaniu i wyzwiskach. Czy tolerancja powinna mieć jakiekolwiek granice? A może winniśmy akceptować absolutnie wszystko, co staje na naszej drodze, dostosowując się do wszelkiej maści odmienności i odstępstw od tych ogólnie przyjętych i uznawanych przez większość norm?

Łatwo zostać nietolerancyjnym

Dzisiaj w sposób wręcz nachalny i bezczelny próbuje mi się wmówić, że jestem nietolerancyjnym marginesem społeczeństwa, jeśli nie patrzę z podziwem na muzułmanów chcących odebrać mi moją kulturę, uważam, że feministki to kobiety z chronicznym niedoborem spermy w organizmie, nie biorę udziału w paradach równości i nie blokuję marszów niepodległości grzmiąc, że jego uczestnicy to fanatyczni nacjonaliści, nie podoba mi się widok dwóch facetów w pozycji 69, twierdzę, że Gazeta Wyborcza, Newsweek czy TVN karmi nas propagandową papką, uważam, że Pan/i Grodzka to wynaturzenie i w sumie nie wiem czy wcielając z nią w życie wskazówki z Kamasutry byłbym bardziej homo czy hetero, sądzę, że Żydzi próbują bezpodstawnie wyciągać kasę od narodu polskiego, a na widok kobiety z brodą z Eurowizji nie stanąłby mi nawet wtedy gdyby dokoła niej tańczyły na rurze nagie Natalie Portman, Nina Dobrev, Alicia Vikander i Vanessa Hudgens i błagały mnie, żebym przedłużył gatunek ze wszystkimi razem i z każdą z osobna.

Nietolerancyjnym bezmózgiem i bezuczuciową szmatą nazwie mnie dzisiaj Kazimiera Szczuka, która w jednym z wywiadów nt. uchodźców powiedziała…

„Jak się okaże, że większość z nich jest terrorystami, to wtedy będziemy się martwić.”

Co najgorsze lewicowe ugrupowania i liberalne media przyklaskują temu debilizmowi. A jeśli Ty nie masz ochoty klaskać razem z nimi to hmm… jesteś nietolerancyjny.

Pojęcie tolerancji w ostatnich czasach zostało mocno zdeformowane i wypaczone. Służy, mam wrażenie, narzucaniu wręcz czyjegoś światopoglądu i pozbawienia nas przywileju wyrażania własnego zdania. Stała się bronią, w którą uderza się w każdego kto ośmieli się w jakikolwiek sposób nie zgodzić z nowomową medialnych i celebryckich „autorytetów”. Żyjemy w czasach, gdzie nazwanie kogoś nietolerancyjnym to jedna z największych obelg sugerująca, że osoba ta to ograniczony intelektualnie, niewykazujący krzty empatii, ksenofobiczny zacofaniec.

Podziwiaj mnie, bo nie mam tożsamości

Prawdopodobnie najpopularniejszą grupą społeczną, w kontekście której używane jest pojęcie tolerancji to homoseksualiści. Jak mawia Mariusz Max Kolonko – moja ocena tego jest taka. Jeśli faceta bardziej kręci penis niż cipka, a kobieta woli pobawić się cipką zamiast poskakać na penisie, ich sprawa. Jeśli zachowują się przy tym normalnie i nie epatują swoją odmiennością, która czasem przyjmuje formy sugerujące podziw dla ich odmienności, jest spoko. Jeśli zaczynają całować się ze swoim partnerem na ulicy, to niech się całują. Hetero mogą, więc czemu oni nie?

Toleruję ich – nie będę krzyczał na ulicy „won pedale”, ani rzucał w nich kamieniami. Tolerancja nie może mi jednak zabrać prawa do wypowiedzenia swojego zdania. Mówiąc, że dwóch liżących się na ulicy gejów mnie obrzydza i zbiera mi się na wymioty to moje, niezależne ode mnie odczucia, dlatego nie mogę być za nie karany. Mówiąc, że wolałbym do ręki wziąć świeże gówno niż penisa jakiegoś faceta nie czyni mnie nietolerancyjnym.

Sprawdź też: Pomaganie innym – czy zawsze powinniśmy pomagać innym?

Nabijając się z gejów poprzez opowiadanie o nich dowcipów czy parodiowanie ich zachowania również nie czyni mnie nietolerancyjnym. Czy opowiadanie dowcipów o Jasiu sugeruje, że nie toleruję imienia Jan? Czy wszyscy mężczyźni o tym imieniu powinni wyjść na ulicę i zacząć protestować przeciwko dowcipom o Jasiu? Przecież to idiotyczne. Wyśmiewanie dla żartów pewnych postaw czy sytuacji, satyra, szeroko pojmowana groteska nie może być wyznacznikiem stopnia naszej tolerancyjności.

W mojej definicji tolerować to nic innego jak nie używać przemocy cielesnej ani ataków werbalnych w stosunku do konkretnej osoby, która niekoniecznie postępuje zgodnie z moją wizją tego świata, ale pod warunkiem, że osoba ta nikogo nie krzywdzi. Można powiedzieć, że tolerancja = obojętność. Krótko mówiąc nie skopię ryja lub nie nazwę cwelem kogoś, kto przyszył lub uciął sobie penisa, bo, w jego mniemaniu, jest dzięki temu szczęśliwszą osobą.

Bądź tolerancyjny, chciałem tylko uprawiać seks!

Tolerancja zawładnęła wszystkimi sferami naszego życia, nierzadko usprawiedliwiając czyny niemoralne. Nie zdziwię się, jeśli po 2100 roku ofiara gwałtu, która będzie domagała się kary na swoim oprawcy zostanie zmieszana z błotem jako osoba skrajnie nietolerancyjna, bo przecież ten Pan chciał sobie tylko poruchać, a akurat nie ma stałej dziewczyny ani kasy na dziwki, a w dodatku podczas gwałtu zadbał o bezpieczeństwo i użył prezerwatyw. „Wykażmy więc dla niego odrobinę zrozumienia, mamy przecież 22. wiek” grzmieć będą nagłówki liberalnych periodyków. Oczywiście do takiej sytuacji bardzo daleko i prawdopodobnie, mam nadzieję, nigdy do niej nie dojdzie, ale mam nieodparte wrażenie, że wszystko powolutku zmierza właśnie w tym kierunku.

Istotnym jest również rozróżnienie tolerancji cech wrodzonych typu, np. kolor skóry, a tolerancji naszych wyborów, które są w pełni zależne od nas i stopnia ich moralności. Nie możemy powiedzieć, że czarnuch (nie, użycie tego słowa nie czyni mnie rasistą) jest niemoralnym chujem tylko dlatego, że jest czarnuchem. To będzie typowy przykład nietolerancji i takie zachowanie powinno być piętnowane. Jeżeli jednak tenże czarnuch bezpodstawnie uderza białasa na ulicy, bo miał akurat taki kaprys spowodowany napięciem przedmiesiączkowym czy czymkolwiek innym, to jak najbardziej użycie w stosunku do niego niecenzuralnych epitetów i odwdzięczenie mu się tym samym nie będzie już aktem nietolerancji. Niby oczywiste, a jednak nie oczywiste.

Każda odmienność kąsa jadem nienawiści!

Nie dajmy się zwariować. Nie dajmy wmawiać sobie urojonych przekonań niuejdżowskiej nowo-mody. Nie dajmy sobie wmawiać, że każda odmienność jest jakąś wartością samą w sobie. To, że mam czarne włosy w grupie blondynów nie czyni mnie w żaden sposób wartościowym. Wartościowym czynią mnie dopiero moje cechy, charakter, osobowość, sposób w jaki postępuję. Nie dajmy sobie w końcu wmawiać, że każda odmowa uznania za fajną i godną powielania odmienności, inności, które do nas nie przemawiają i akceptacji redefinicji podstawowych pojęć kształtujących społeczeństwo takich jak, np. małżeństwo czy rodzina czynią nas nietolerancyjnymi, uciskającymi wręcz daną odmienność przedstawicielami zacofanego ciemnogrodu lub co gorsza faszystami, neofaszystami, ksenofobami, homofobami, antysemitami, katolami i chuj wie kim tam jeszcze, posługującymi się haniebną „mową nienawiści”. Tak, to chyba najczęstszy zwrot, który słyszę ostatnio w tzw. mainstreamowych mediach z ust liberalnych dziennikarzy, polityków lewicy lub po prostu ludzi nawiedzonych typu nieszanowna Kazimiera Szczuka.

Czemu nie tolerujesz mojej nieakceptacji sam zarzucając mi nietolerancję?

„Wolność człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka.”

Alexis de Tocqueville

Tolerować nie znaczy akceptować. Toleruję palaczy, ale nie akceptuję tego, żeby buchali mi dymem i przy okazji swoim nieświeżym oddechem prosto w nos. Tolerować znaczy szanować czyjeś poglądy lub zachowanie, nawet jeśli nam się nie podobają i ich światopoglądowo nie akceptujemy. Nie akceptować nie znaczy nie tolerować. Odmienne poglądy czy sposób bycia nie powinny być pretekstem do wzajemnych przepychanek, nienawiści i karmienia tej apoteozy wywyższania się ponad innych i twierdzenia, że ktoś o odmiennej wizji to tępak, zdrajca, lewak, komuch, rasista czy folksdojcz.

Nikt nie ma monopolu na prawdę. Szanujmy się nawzajem.